Nowy album Rosalii <i>„Lux”</i> udowadnia, że nikt nie robi tego tak jak ona

Kiedy zaledwie kilka tygodni temu odsłonięto okładkę Lux , najnowszego albumu Rosalíi , otrzymaliśmy pierwsze spojrzenie na długo oczekiwane dzieło: artystka ubrana na biało z welonem przypominającym zakonnicę, obejmująca się i wygrzewająca się w słońcu. Można by poczynić przewidywania co do brzmienia albumu na podstawie tego obrazu — może jakieś religijne tematy lub niebiańskie wibracje — i do pewnego stopnia okazało się to prawdą. Ale nikt nie mógł przewidzieć ogromnej skali albumu. Zainspirowany klasyczną muzyką orkiestrową i operą — ale przesiąknięty wpływami popu, elektroniki, hip-hopu i innych — Lux jest wzniosły, zuchwały i pełen dużego ryzyka (śpiewany w 13 językach, nawiasem mówiąc). Ale to także czysta Rosalía.
Lux jest kontynuacją jej bombastycznego albumu „Motomami” z 2022 roku, inspirowanego muzyką karaibską i reggaetonem. Poprzedził go jej przełomowy drugi album, „El Mal Querer” , na którym jej nowoczesna, inspirowana popem interpretacja flamenco zaczęła zdobywać uznanie w mainstreamie. Hiszpańska piosenkarka spędziła trzy lata pisząc „Lux” , pisząc teksty w różnych językach (i konsultując się z nauczycielami w sprawie wymowy), czytając literaturę feministyczną i biografie oraz nagrywając aranżacje z London Symphony Orchestra. W rezultacie album zgłębia boskość kobiecości, jej wolność i ideę świętości w prawdziwie awangardowy sposób.
Oto dwie redaktorki ELLE (w tym była absolwentka opery!) omawiające odważną nową twórczość Rosalii, jej inspiracje religijne i to, dlaczego album ten może być najlepszym albumem 2025 roku.
Pierwsze wrażeniaSamuel Maude, menedżer ds. strategii treści: Znasz to uczucie, gdy słuchasz albumów po raz pierwszy i myślisz: „Zapamiętam, gdzie byłem”? To jeden z takich albumów. Może to dlatego, że leżałem chory w łóżku z grypą, ale naprawdę mnie powalił. Nie ma teraz innego utworu, który brzmiałby tak samo.
Zawsze żartuję: „Gdybym była gwiazdą popu, właśnie tak bym robiła”. Ale z moim doświadczeniem w muzyce klasycznej i operze, zawsze chciałam znaleźć sposób na połączenie mojej miłości do popu i muzyki klasycznej. Cieszę się, że Rosalía znalazła sposób, żeby to zrobić. Ten album wydaje się stworzony specjalnie dla mnie. Szczerze uważam, że to najlepszy album tego roku – i już jest jednym z moich ulubionych wszech czasów.
Erica Gonzales, zastępca redaktora ds. kultury: Trudno nawet rozpocząć tę rozmowę, ponieważ ten album wydaje się tak wielki i rozległy pod wieloma względami, od brzmienia, przez jej ambicje, teksty, po odniesienia literackie i klasyczne. A skoro już mowa o tym, że wiedziałeś dokładnie, gdzie jesteś, słuchając go po raz pierwszy, to właśnie takiego momentu doświadczyłem przy jej albumie „El Mal Querer” w 2018 roku. Pamiętam, jak siedziałem w swoim mieszkaniu, słuchając „Malamente” i myślałem: „O mój Boże, nigdy wcześniej czegoś takiego nie słyszałem . Potrzebuję od niej więcej ”.
Ma klasyczne wykształcenie i studiowała flamenco, więc już wtedy integrowała wszystkie te elementy w swoim podejściu do gatunku klasycznego. Mam wrażenie, że Lux jest w tym po stokroć lepsza. To tak nieoczekiwane i tak wyjątkowe, coś, co tylko ona mogła zrobić.
Czy to pop?EG: Ponownie wysłuchałem wywiadu Rosalii dla New York Times Popcast , w którym mówi, że głęboko wierzy, że jej muzyka to pop. I myślę, że to bardzo ważne, bo my, w ramach pracy, słuchamy codziennie nowej muzyki, a wiele z niej to pop. A potem pojawia się ktoś taki jak ona i pokazuje: tak naprawdę może brzmieć pop. Może brzmieć tak.
SM: Słuchałem tych piosenek i pomyślałem: Mogłyby być puszczane w radiu .
EG: Rzucę ci wyzwanie: wpisz „Berghain” na Z100!
SM: Rzucę ci wyzwanie. Chodzi o to, że ludzie aktywnie słuchają takiej muzyki, spacerując po ulicach Nowego Jorku czy jeżdżąc w korkach w Los Angeles. To właśnie może być muzyka pop. Powinniśmy dążyć do czegoś więcej niż tylko radiowego hitu.
EG: Zgadzam się. W tym wywiadzie powiedziała: „Wiem, że wymagam wiele od mojej publiczności, bo śpiewam muzykę klasyczną, śpiewając w 13 różnych językach”. Mówi, że albumu powinno się słuchać od początku do końca, jako całego albumu. W dobie klipów TikToka i optymalizacji wszystkiego pod kątem krótkiego, viralowego sukcesu, to wymaga wiele, ale jest na to apetyt i publiczność. Nie lekceważy inteligencji swojej publiczności i wie, że możemy ją tam spotkać.
SM: W stu procentach. Widziałem mnóstwo pochwał dla „Berghain”, więc mam nadzieję, że reszta albumu zrobi takie samo wrażenie. Chciałbym być na tych sesjach studyjnych albo w pokoju, w którym ona spędziła czas z London Symphony Orchestra. Chcę zobaczyć, jak wyglądały ich nuty. Chcę zobaczyć, co dyrygent z nimi zrobił. Chcę żyć w jej świecie, bo to, co tu zrobiła, jest niesłychane.
SM: Nigdy nie płaczę przy muzyce. Płakałam podczas „Mio Cristo”. Jako fanka muzyki klasycznej, z pewnością jest to włoska pieśń artystyczna, a nawet aria, która pokazuje, że artystka ewidentnie dobrze się przygotowała. Wpleciono w nią dźwięki Vivaldiego i innych kompozytorów barokowych. To mnie wzrusza, ponieważ bardzo martwię się, że muzyka klasyczna i te formy sztuki, które kocham i cenię, zanikają wraz z moim pokoleniem, a to dało mi poczucie, że jest dla niej nadzieja. Jestem ciekawa, czy inni muzycy również zaczną eksperymentować z bardziej klasycznymi brzmieniami.
EG: Widzimy wielu obiecujących artystów, którzy nadają „starszym” gatunkom nowy, młodzieńczy i orzeźwiający charakter. Widzieliśmy to u Laufeya, Samary Joy , a nawet Olivii Dean w jazzie. Ludzie uwielbiają Peso Plumę za to, co zrobił z tradycyjną muzyką meksykańską. Nawet Bad Bunny i Rauw Alejandro w muzyce portorykańskiej i karaibskiej. Być może zobaczymy jeszcze więcej osób powtarzających lub przekształcających gatunki w określony sposób.
SM: Uwielbiam to, że w „Mio Cristo” w przerwie mówi: „To będzie ta energia”, a potem się kończy. To właśnie myśli sobie każdy w takiej piosence.
JęzykiSM: Języki są tu naprawdę ważne. To, że „Mio Cristo” jest w całości po włosku i brzmi jak włoska pieśń artystyczna, zdecydowanie nie pozostało niezauważone. Pojawiło się wiele komentarzy na temat jej śpiewania w różnych językach i tego, co to oznacza. Prawda jest taka, że kiedy idziesz do Met Opera, prawdopodobnie twoja opera będzie po włosku lub niemiecku – i możesz nie zrozumieć ani słowa.
W operze bardzo często śpiewa się w różnych językach i poświęca czas na naukę mówienia w tym języku. Oczywiście są ludzie, którzy krytykują sposób, w jaki ci ludzie mówią tymi językami, i trochę się martwię, że ktoś ją za to za coś skrytykuje. Ale ludzie, którzy są na nią źli za śpiewanie w różnych językach, też nie rozumieją gatunku muzyki klasycznej. Chodzi bardziej o wokal i sposób, w jaki ta piosenka trafia do odbiorców. Chodzi o to, jak ta piosenka przekazuje jej historię. Jest wiele oper, które oglądam, w których nie rozumiem ani słowa, ale rozumiem, co się dzieje, dzięki emocjom, które śpiewaczka przekazuje swoim głosem. I myślę, że Rosalía robi to na całym tym albumie. Jest to wierne klasycznemu światu, w którym żyje.
EG: Opowiadała o tym, jak spędziła cały rok pracując nad tekstami piosenek, zastanawiając się, które teksty brzmiały najlepiej w poszczególnych językach, przepisując je, jeśli nie były dobre, i wysyłając piosenki swoim nauczycielom języków w celu uzyskania opinii.
Jeśli chodzi o intencję stojącą za tym językiem, przychodzi mi na myśl piosenka „Novia Robot”, ponieważ artystka mówi po hiszpańsku, mandaryńsku i hebrajsku. Pomyślałam, że to ciekawe, ponieważ piosenka opowiada o uniwersalnym doświadczeniu seksualizacji kobiet i sprowadzenia ich do roli ciał służących męskiej przyjemności. Użycie różnych języków dodatkowo to podkreśla – dotyczy to kobiet na całym świecie. Zastanawiam się, czy nie jest to również komentarz na temat przemysłu wytwórczego i tego, jak wiele technologii powstaje w Chinach, i dlatego jest po mandaryńsku.
SM: Myślę, że widzimy artystę, który intensywnie myśli o każdym wyborze. Czuję, że widzimy prawdziwego mistrza i kogoś, kto rozumie nie tylko wpływ, jaki sztuka może mieć, ale także skąd się wzięła.
„Relikwii”SM: Słuchałem „Reliquii” chyba ze 30 razy. Nie mogę się doczekać, aż będzie dostępna w streamingu. Niedługo osiągnie status platynowej płyty.
EG: Platyna w moim domu natychmiast.
SM: To sprawi, że moje Spotify Wrapped będzie widoczne.
EG: Pozostał tylko miesiąc.
SM: Zakończenie jest dosłownie tym, co moim zdaniem przypomina projekcję astralną. Aż mnie zatkało. Chcę móc ponownie przeżyć to uczucie, kiedy usłyszałam to po raz pierwszy. To było nieziemskie. Spodobał mi się też tekst: „Straciłam obcasy w Mediolanie, a uśmiech w Wielkiej Brytanii”. Jest bardzo piękny i pokazuje, że po drodze gubisz rzeczy, zostawiasz je gdzieś jako relikwie, ale mimo to idziesz naprzód.
EG: Melodia zwrotek brzmi niemal jak z musicalu. Brzmiała jak początek „pieśni pragnień” i w pewnym sensie nią jest. Ale orkiestracja była świetna, z instrumentami smyczkowymi, efektami dźwiękowymi, które wprawiają w ruch, a także zmianą tempa i spadkiem tempa pod koniec utworu. Czułem się, jakbym lewitował. Nawet tekst oddaje to uczucie bezgraniczności, unoszenia się, nieograniczoności. Mówi: „Dzikie i bezkresne morze, nie ma z niego wyjścia, wieczna pieśń”, czego bardzo bym sobie życzył.
„La Perla”SM: Myślałem o niektórych operach Mozarta, zwłaszcza o duetach z postaciami drugoplanowymi lub z postaciami, które mają być „głupcami”. Ta piosenka przypomniała mi „Czarodziejski flet ”. Kiedy Papageno i Papagena mają ten duet na scenie. Oddaje hołd tak wielu niesamowitym momentom w operze i muzyce klasycznej. To niesamowite.
„La Perla” jest całkiem soczysta. Właśnie o to chodzi w tym albumie – artystka opowiada o swoim życiu na tle klasycznych motywów, a myślę, że ludzie często zapominają, że opery to dramaty. Ludzie oszukują. Czasem są zabawne. Wiele z nich to komedie. Myślę, że ludzie uważają je za bardzo poważne, ale w rzeczywistości są zabawne. To jak sztuki Szekspira; ludzie uważają je za nudne, ale wiele z nich jest zabawnych. Ta piosenka ma dla mnie strukturę jak aria z elementami flamenco i tak dalej, ale opowiada o czymś, o czym śpiewa się w operze. Ludzie nie spodziewaliby się, że tego typu piosenka będzie grana do takiej muzyki, ale jakoś to działa.
EG: Ma też nowoczesny urok, tak jakbyś mógł powiedzieć którąś z tych obelg o kimś, kogo poznałeś na Hinge. Rozumiesz? Jest w tym coś w rodzaju lamentu w stylu „dlaczego mężczyźni są do bani?”. Naprawdę brzmi to podnosząco na duchu. Gdybym usłyszał to bez tłumaczenia, pomyślałbym: „O, jaka śliczna piosenka”. Jest tam też humor. Ona w zasadzie nazywa tego faceta bankrutem – chodzącą czerwoną flagą. Powiedziała: „Nie płacisz czynszu, jesteś emocjonalnym terrorystą, światowej klasy popaprańcem, oszustem”.
SM: Ona i Lily Allen wchodzą na scenę.
EG: Nie sądzę, żeby to był jej zamiar, ale zastanawiałam się: co, jeśli to album o rozstaniu? Bo to ona zostaje skrzywdzona przez kogoś, a potem wychodzi z tego z poczuciem siły i niezależności, boskiej kobiecości i rzuca mu wyzwanie. To też jest bardzo mocne.
Jest jeszcze jedna rzecz dotycząca „La Perli” – nie wiem, czy zauważyłeś – ale jeśli uważnie wsłuchasz się w perkusję w tle drugiej zwrotki, możesz usłyszeć, jak ostrzy nóż, a następnie używa go jako instrumentu perkusyjnego, uderzając nim o stół.
EG: Czuję, że muszę – i każdy słuchacz musi – przesłuchać to kilka razy, bo jest tak rozbudowane, że nie da się tego wszystkiego ogarnąć za jednym razem. Trzeba do tego wracać.
SM: To długi album i stawia słuchaczom wysokie wymagania. Ale dla mnie nie przypominał innych 30-utworowych albumów, które ukazały się w ciągu ostatnich kilku lat i trwały półtorej godziny. Owszem, ten miał 18 utworów, ale nie wydawał się długi. Nie miałem wrażenia, że wymaga ode mnie zbyt wiele. Byłem w tym. Byłem tam z nią.
EG: Tak, to godzina, ale każda minuta, każda sekunda, każdy rytm ma znaczenie. To w ogóle nie marnuje czasu.
Motywy religijneEG: Jako osoba, która przeżyła chrześcijańską traumę, co sądzisz o odniesieniach do świętości i religii?
SM: Myślę, że właśnie dlatego uwielbiam piosenkę „Berghain”, bo znam wielu ludzi z głęboko religijnych środowisk, którzy w końcu zostają klubowiczami. Mój dobry przyjaciel nazwał tę imprezę, do której chodzą, „kościołem”, bo dla wielu osób klub może być miejscem intensywnej wspólnoty i przynależności.
Poczułem się bardzo dobrze na tym albumie, jako ktoś, kto bywa w klubach i uwielbia je. Jako były katolik i osoba, która nosi w sobie wiele katolickich traum, słuchanie tych dźwięków, które słyszałem jako dziecko, gdy chodziliśmy do kościoła, czy też odniesień do muzyki, którą kochałem jako dziecko, naprawdę napełniło moje serce. Dało mi to również poczucie, że ta muzyka ma swoje życie gdzie indziej.
EG: Zgadzam się. Ja również wychodzę z perspektywy, że chrześcijaństwo i katolicyzm zawsze postrzegały kobiety w bardzo… interesujący sposób. Mamy świętą matkę, taką jak Maryja, a potem mamy grzesznicę; w gruncie rzeczy „kompleks Madonny i nierządnicy”. I zawsze przypomina się o skazie, jaką nieczysta kobieta nosi w społeczeństwie. Ale ciekawe było to, że Rosalía mówiła o tym, jak często mogą być jednym i tym samym. Są pewni święci, którzy walczyli na wojnach i zabili mnóstwo ludzi. Niezależnie od tego, czy chodzi o chrześcijaństwo, czy inne religie, kobiety czczone lub uważane za święte również nie są całkowicie czyste. To samo dotyczy współczesnej popkultury; nikt, kogo stawiamy na piedestale, nigdy nie jest w stu procentach doskonały. Rosalía skłania się ku boskiej kobiecości i przesłaniu: „Jestem niedoskonała, ale wciąż boska. Wciąż jest coś boskiego w byciu kobietą, nawet jeśli jesteś niedoskonała lub nieczysta”. Doceniam to.
Wywiad został zredagowany i skrócony w celu zwiększenia przejrzystości.
elle


